Rozmowa o przemijaniu, przemianie związku partnerskiego oraz o trudzie odnajdywania sensu w byciu razem. Wywiad z doktor Marią Kujawą, psychologiem, wieloletnim mediatorem par i małżeństw, pracownikiem Instytutu Psychologii UJ.
Być może warstwa kurzu jest nie mniej użyteczna dla wątku niż statki z ładunkiem całego imperium lub zapach tuberozy
J. L. Borges
Pani doktor, czy miłość potrzebuje śmierci, czy miłość posiada rytm narodzin i umierania?
W życiu przeżywamy jedną wielką miłość, kilka wielkich miłości, także miłość niespełnioną, czasem niepełną. Doświadczamy szczęścia, ale też bólu, rozpaczy, zwątpienia, rozczarowania i przekonania, że nasza miłość skończyła się. Patrząc w ten sposób musielibyśmy przyznać, że miłość rodzi się i umiera… Ale przypomnijmy sobie początek ody Horacego:” Exegi monumentum aere perennius….” Miłość także może być trwalsza od spiżu. Sentencja rzymskiego poety:”Non omnis moriar multaque pars mei” skłania do innego spojrzenia na śmierć miłości. Może ona dalej trwa, może przede wszystkim zmienia się. Bywa, że odnajdujemy tę naszą miłość w następnym związku. Wtedy budzi się ona na nowo ,ale to ciągle ta sama nasza miłość, nasze jej wyobrażenie, tym razem inaczej przeżywane. To nasza miłość, którą nosimy w sobie, bo zostaliśmy nią obdarowani ,przede wszystkim, przez naszych rodziców, ale także przez dziadków, przodków i przez wszystkie osoby, które dały nam w życiu coś dobrego. Obdarzamy tym uczuciem wybraną osobę, z wiarą, że potrafi je przyjąć, wzmocnić, rozwinąć. Mamy nadzieję ,że i my będziemy się stawać doskonalsi, pełniejsi, szczęśliwsi. Spotykając naszego partnera – nawet wtedy gdy jesteśmy bardzo młodzi – mamy za sobą już długą historię, którą wnosimy do związku ,tak jak partner wnosi swoją i tworzymy naszą wspólną miłość z jej własną niepowtarzalną dynamiką. Bogactwo życia otwiera przed nami nieskończoną ilość możliwości zagubienia ,ale też odnajdywania miłości. Miłość ma swój rytm uniwersalny, ponadczasowy i ponadkulturowy, jednak każdy z nas obdarzony jest niepowtarzalną indywidualnością i podobnie każdy związek rządzi się swoją dynamiką.
W jaki sposób doświadczamy owej dynamiki miłości?
Kiedy się zakochujemy jesteśmy bardzo szczęśliwi i oczekujemy, że nasze spełnione, wyjątkowe, wspaniałe uczucie nie będzie się już zmieniać. Często nasze myślenie o związku jest bardzo statyczne i sztywne ,a jeśli dopuszczamy już do siebie myśl o zmianie, to przede wszystkim w kierunku jeszcze większej intensywności uczucia. Może tu także tkwi nadzieja, potrzeba lub prawda o wiecznej miłości, która nie umiera i śmierci nie potrzebuje.
Gdy jesteśmy zakochani uruchamiają się w nas różne archetypy, mity i przekonania o miłości. Jednym z nich jest przekonanie, że miłość się nigdy nie zmienia, że powinniśmy pasować do siebie jak dwie połówki tego samego jabłka, że będziemy wyznawać te same poglądy itp. Często także – co naturalne- oczekujemy od partnera ,przede wszystkim ,zaspokojenia naszych potrzeb i marzeń, także tych nie zrealizowanych w pełni w dzieciństwie. Możemy, na przykład ,oczekiwać, że partner będzie się nami ciągle zachwycał – jak w pierwszej fazie miłości – ponieważ rodzice nie dali nam tyle uwagi, ile potrzebowaliśmy. Niedostateczne, naszym zdaniem, zainteresowanie we wspólnej codzienności naszą osobą, uwagę krytyczną o naszym zachowaniu odbieramy bardzo głęboko , często jako sygnał, że miłość przemija. Czasem chcemy przede wszystkim troszczyć się o partnera, opiekować się nim, podczas gdy on jest bardzo autonomiczny, wykazuje bardzo dużą potrzebę swobody i wolności, a naszą opiekę odbiera jako kontrolę, wskutek czego wycofuje się i broni. Z naszej strony uruchomiliśmy ogromne pokłady dobrej woli, nadziei, z pełnym zaangażowaniem robiliśmy wszystko to, co uważaliśmy za najlepsze, wiec naturalnie czujemy się zranieni odrzuceniem naszych darów.
Bywa – tak po ludzku i zwyczajnie – że trudno jest nam pogodzić się z tym, że oboje zmieniamy się z upływem czasu. Nasze wyobrażenia o miłości i nasze marzenia o wspólnym życiu przestają z czasem przystawać do rzeczywistości. Zaczynamy się wówczas zastanawiać: co się dzieje? Czy nasza miłość skończyła się? Czy to moja miłość umarła, a może partnera? Wszystko to co się dzieje przestaje być dla nas zrozumiałe. Pochłonięci sobą, wieloma codziennymi sprawami i obowiązkami nie potrafimy rozpoznać transformacji naszej miłości. Przyjmuje ona nową, nieznaną nam postać. Współczesna psychologia potwierdza to ,co powiedział Exupery ,a mianowicie , że to co nieznane należy oswoić, bo inaczej to coś zacznie budzić lęk, a wtedy pojawia się złość , agresja , myśl o ucieczce.
Trudno nam rozpoznać przemiany naszej miłości.
Wracając myślą do tego co było, myśląc i marząc o tym co dopiero być może, lub powinno być, nie rozpoznajemy piękna nowego.
Nie uważa Pani, że dość często doświadczamy przemiany związku jako kryzysu?
Przede wszystkim bardzo boimy się tego ,że taka przemiana może nastąpić. Mimo że żyjemy w kulturze nastawionej na przyszłość, w której zmiany zachodzą bardzo szybko, w której zmiana nie ma spokojnego tempa, jest „zmianą w zmianie”, niełatwo nam zaakceptować myśl, że w naszej wyjątkowej, niepowtarzalnej relacji ma coś się zmieniać.
Doświadczenie przemiany dłuższego związku jest na pewno trudne, bo przede wszystkim odczuwamy utratę. Muszą jej towarzyszyć takie uczucia jak smutek i ból. Nie odczuwamy od razu, kiedy coś nowego dopiero kiełkuje w miejscu starego; nie widzimy, że nadal są w nas pokłady miłości. W procesie przemiany zawsze coś tracimy i dopiero po jakimś czasie możemy odczuć, że zyskaliśmy coś w zamian.
Miałam niebywałe szczęście słuchać wykładów profesora Antoniego Kępińskiego, który mówiąc o dynamice życia posługiwał się zwykle metaforą pór roku .Ta metafora obrazuje również przemiany miłości. Pełna nadziei kwitnąca wiosna przechodzi w pachnące zbożem lato. Nie marzymy wtedy o zapachu bzów i pięknie magnolii, ale cieszymy się ciepłem i słońcem tej pory roku. Lato bywa jednak pełne burz i deszczu, a jesień nie tylko pełna kolorów i owoców ,ale też szara i wietrzna być może.
Taki cykl powstawania i umierania, wiosny, lata, jesieni i zimy towarzyszy nam przez całe życie. Wciąż doświadczamy wiosen, jesieni i zim ale jest to oczywiście tylko jeden ze sposobów myślenia o życiu. Nie mamy przecież dowodów na to, że taka jest właśnie natura miłości ani że na tym polega jej sens, by nieustannie się zmieniać.
Tak zwanych twardych dowodów na szczęście nie mamy. Każdy musi sam odnaleźć sens miłości, tak jak każdy nadaje sens własnemu życiu , także po to by nadać sens własnej śmierci. Nikt tego za nas nie zrobi, inni mogą nam w tym tylko pomóc. Na tym, między innymi polega piękno ciągłego odkrywania i budowania miłości. Potrzebny jest nam zawsze jakiś rodzaj zaufania, akceptacji siebie, partnera i życia. Sens jest często ukryty w codziennych obowiązkach, w tym co robimy z powodu miłości i dzięki miłości, w tym co wspólnie staramy się stworzyć. Refleksja nad naszym życiem i miłością może nam bardzo pomóc. Żródło miłości pozostaje nie w pełni znane , a uczucie to z czasem nabiera głębi .
Doświadczanie głębokiego sensu miłości nie zależy od wykształcenia, choć refleksja na metapoziomie często może pomóc. Znam historię pewnej pary, małżeństwa ludzi prostych. Żona często zapadała na depresję; kiedy ta depresja się nasilała trafiała do szpitala. Mąż ją tam regularnie odwoził i odwiedzał. Zdarzało mi się towarzyszyć im w tych chwilach. On o swoich wizytach mówił w taki sposób: „Wie pani, byłem u żony, ale nie rozmawiała ze mną, ciężko jej, nie czuje się dobrze. Opowiedziałem jej o tym co się dzieje w domu, posiedziałem. Pojadę na drugi tydzień, bo w domu dużo roboty.” Ten mężczyzna przez cały czas trwał przy żonie, nie obwiniał ani jej, ani siebie. Ten człowiek nie potrzebował do zrozumienia tej sytuacji słów lekarzy, ani psychologów, dla niego to było naturalne. Zaakceptował to, czego zmienić nie mógł. Ta para odnalazła sens swojego życia poza werbalną refleksją filozoficzną. To była dla mnie niezwykle wzruszająca historia.
Mądrość która żyje w nas poza rozumem, poza słowami?
Można tak powiedzieć. On się nie zastanawiał „dlaczego mnie to spotkało,?” „dlaczego ją to spotkało?” On to przyjął tak, jak się to przyjmuje – po prostu, po prostu taki jest mój los. Nie był jednak bierny, wciąż odwiedzał żonę, usiłował z nią rozmawiać, był przy niej.
Takiej właśnie mądrości potrzebuje związek na drodze przemiany.
Dzięki czemu, według Pani można żyć w tej równowadze, w zgodzie z rytmem przemian?
Trudno opowiedzieć o tym w kilku słowach. Takie uniwersalne prawdy brzmią zazwyczaj dość banalnie. Myślę jednak, że dużą rolę ogrywa przekonanie, że miłość zawsze łączy się z realizacją ogólnoludzkich wartości, takich , które nadają sens życiu. Potrzeba wiary w to, że nawet jeśli miłość się zmienia to nie oznacza to wcale jej końca; że chociaż będzie inna, to może stać się tak samo czy nawet bardziej intensywna w przyszłości.
Ważna jest akceptacja przemijania, akceptacja przemian własnych i partnera, umiejętność rozumienia go i jego indywidualnych, często również kryzysowych zmian. Nieraz wiele daje możliwość symbolicznego opuszczania związku, świadomość, że można kogoś opuścić; wtedy można na nowo zdecydować się na życie z tą osobą.
W takich momentach można przyjrzeć się temu co było, temu co nas łączy z odpowiedniego dystansu. Często dopiero z nowej perspektywy można dostrzec zmiany dziejące się w związku i zwrócić uwagę na to, że nie jestem wcale taki jak mi się wydawało i że muszę dostosować ideały do rzeczywistości. Małżeństwo nie oznacza rezygnacji z ideałów , ale ideały mogą się przecież zmieniać– jedne odchodzą by ustąpić miejsca innym, nowym. W idealny obraz miłości wpisane są jej idealne obrazy na każdy etap życia, a człowiek wciąż może wykraczać poza chwilę obecną z nadzieją zwróconą ku przyszłości.
Jak towarzyszyć parze w tych momentach kryzysu i poszukiwania sensu?
Przede wszystkim uważam, że nie możemy o tym myśleć tylko jako o ćwiczeniu pewnych umiejętności: sztuki dobrego rozmawiania, kłócenia się, rozwiązywania problemów czy tym podobnych. Tworzonych jest wiele warsztatów, spisywanych wiele poradników ale to niekoniecznie przybliża nas do znalezienia sensu naszej miłości.
Mówi pani o takiej szeroko rozpowszechnionej „psychologii efektu i skuteczności”?
No właśnie, nie tylko o skuteczność tutaj chodzi. Takie zajęcia mogą być i często są, rzecz jasna, pożyteczne ,ale potrzebujemy przede wszystkim czasu by odnaleźć sens tego co się dzieję. Czasu w którym poszerzamy i pogłębiamy spojrzenie na własne życie i własny związek. Również czasu w którym po prostu jesteśmy tu i teraz.
Sens może odsłonić się dopiero wówczas gdy widzimy tę parę i jej życie ale też życie człowieka jako coś absolutnie wyjątkowego, niepowtarzalnego. Czy nie sądzi Pani, że taki sposób myślenia może nas dopiero do tego sensu przybliżać, może go nam odsłonić.
Trzeba się wsłuchiwać w opowieści, jakie każda z osób snuje o sobie, swojej miłości,swym życiu i pomagać odnaleźć nić, która je łączy. Słuchać historii, kontynuować je ale też tworzyć zupełnie nowe. Dzięki umiejętności opowiadania o tym co się dzieje, można odkryć coś zupełnie nowego, nawet głębszy wymiar partnerskiego związku.
Często w procesie psychoterapii par można powiedzieć: jesteśmy narzędziami w rękach losu, nie jesteśmy w stanie skontrolować procesu przemiany. Jesteśmy jego uczestnikami a nie jego kontrolerami. Nie uważa Pani, że psychoterapia wydarza się gdzieś pomiędzy wiedzą a niewiedzą?
Zawsze ważne jest poddanie refleksji tego , co nas boli, co nam przeszkadza. Chociaż cierpienie może być wartością w związku , to przecież nie jesteśmy razem po to by cierpieć czy ranić się wzajemnie. Dobra psychoterapia zawsze wymaga rzetelnej diagnozy problemu, a pytania czy potrafimy pewne rzeczy kontrolować, co możemy kontrolować, na ile powinniśmy to robić to zawsze pytania otwarte. Ważne jest pewne wsłuchanie się w życie i w jego rytm, a nie o ścisłą, świadomą kontrolę. To co ważne nie zostanie pominięte; to co ważne na nowo odnajdziemy w sobie. Związek ma wymiar metafizyczny, ale jest on właśnie często niewysłowiony i niepojęty dla naszego intelektu. Praca terapeutyczna polegałaby ,między innymi, na umożliwieniu dwóm osobom spotkania się na głębszym poziomie, choć często o takim spotkaniu oni nawet nam nie opowiedzą. Tak to już jest.